Do prania pieniędzy wykorzystuje się nieruchomości, nie Bitcoina

Do prania pieniędzy wykorzystuje się nieruchomości, nie Bitcoina

W niektórych kręgach kryptowaluty cieszą się kiepską reputacją. Popularny slogan głosi, że służą do prania pieniędzy. W praktyce jednak Bitcoin i altcoiny to niezbyt wydajne narzędzie do „czyszczenia” środków pochodzących z nielegalnych źródeł. Pod tym względem o wiele lepiej sprawdzają się nieruchomości.

W obecnych czasach wypranie miliona „zanieczyszczonych” kokainą dolarów to nie lada wyczyn – pisze Arthur Hayes na blogu giełdy BitMEX. Próba zdeponowania takich środków w banku niechybnie zakończy się zgłoszeniem sprawy na policję. Można „przepuścić” je przez kamienie szlachetne. Trudno jednak będzie je później spieniężyć za wartość bliską rynkowej. Szczególnie jeśli w przedsięwzięciu miałby pomagać nam paser. Znacznie efektywniejszych narzędzi do prania pieniędzy dostarcza rynek nieruchomości. Transakcje przeprowadzane na nim za pośrednictwem firm z rajów podatkowych umożliwiają skuteczne „czyszczenie” środków o wartości miliardów dolarów.

Hongkong: największa pralnia Azji

Jednym z centrów tego procederu jest Hongkong. Ma to związek z działaniem mechanizmu Common Reporting Standard (CRS). CRS jest standardem automatycznej wymiany informacji podatkowej i finansowej służącym do walki z uchylaniem się od płacenia podatków. Został powołany do życia w 2014 r. przez OECD i wzorowany jest Foreign Account Tax Compliance Act (FACTA) – amerykańskiej ustawie o podobnym zastosowaniu, tyle że w odniesieniu do obywateli USA mogących przechowywać środki na zagranicznych rachunkach. CRS podpisało 97 krajów, w tym Polska. Co ciekawe, wśród sygnatariuszy porozumienia o wdrożeniu CRS brak USA – jednego z jego inspiratorów. Ale, jak wiadomo, w dealach z Ameryką jedna strona zawsze jest „równiejsza”.

W kontekście prania pieniędzy jeszcze ciekawszy jest fakt, że obowiązku raportowania w ramach CRS Hong-Kong postanowił wyłączyć swój rynek nieruchomości. Skutek? Była brytyjska kolonia stała się dla Chińczyków idealnym miejscem do „zabezpieczenia” milionów dolarów, którymi mógłby zainteresować się pekiński fiskus. Do pospolitego ruszenia na hongkoński rynek nieruchomości doszło na początku zeszłego roku. Miało to związek z przystąpieniem Chin 1 lipca 2017 r. do systemu CRS, który daje tamtejszym instytucjom finansowym wgląd w zagraniczne rachunki obywateli. Dla wielu „zarobionych” – niekoniecznie na legalnej działalności – mieszkańców Państwa Środka ulokowanie na rynku nieruchomości pieniędzy trzymanych dotychczas na kontach okazało się ostatnią deską ratunku.

Pranie po londyńsku

Jednak Hongkong nie jest pod tym względem miejscem wyjątkowym. Podobne scenariusze rozgrywają się np. w Londynie. National Crime Agency, brytyjska służba zajmująca się walką z przestępczością zorganizowaną, kilka miesięcy temu ujawniła, że zakupy na londyńskim rynku nieruchomości realizowane za pośrednictwem firm zarejestrowanych w rajach podatkowych pozwalają najbogatszym prać pieniądze i ukrywać dochody o wartości miliardów funtów rocznie. Według danych uzyskanych przez portal Bloomberg, w latach 2012–2014 firmy z rajów podatkowych sprzedały ponad 12,5 tys. nieruchomości w brytyjskiej stolicy. Wartość transakcji wynosiła 48,5 miliarda funtów, a jedna trzecia z nich przypadała na Brytyjskie Wyspy Dziewicze.

Bitcoin to słaby środek czyszczący

Czy kwoty tego rzędu dałoby się równie łatwo wyprać, używając Bitcoina? Rozważmy dwa warianty: transakcje na giełdzie i sprzedaż dealerowi. W pierwszym przypadku drobna przepierka może pójść łatwiej. Gdy jednak chcemy wprowadzić do obiegu kwotę rzędu miliona dolarów, będziemy mieć pod górkę, a za górką – prawdopodobnie za kratki. Jak zauważa Hayes, każda giełda obsługująca transakcje o tak dużej wartości ma ścisłe relacje z bankami i podlega wymogom kontroli KYC/AML. W efekcie na żądanie banku giełda będzie musiała ujawnić dane klienta, a bank przekaże te dane „odpowiednim instytucjom”.

Co z drugim przypadkiem? Mniej więcej to samo. Bo dealerzy obsługujący transakcje o tej wartości również współpracują z bankami i również podlegają przepisom KYC/AML. Jest jeszcze trzecie rozwiązanie: skorzystanie z usług handlarza, który pominie procedury KYC/AML. Szkopuł w tym, że przymknięcie oka kosztuje. Dolny próg prowizji wynosi mniej więcej 20 proc. No i nie można mieć pewności, że transakcja przebiegnie gładko, a dealer nie współpracuje z organami ścigania. Rynek nieruchomości zapewnia lepsze warunki. W dodatku willa albo apartament w dogodnej lokalizacji to świetna inwestycja. Pozwala nie tylko wyprać pieniądze, ale również zarobić.

Zdjęcie: Francisco Anzola/Flickr